Dzisiaj
znowu zabieram Was do Paryża! Jedną z pozycji na naszej kulinarnej
liście były słynne makaroniki. Na początku chciałyśmy odwiedzić
tylko Ladurée - jedną z najsłynniejszych paryskich kawiarni, w której można wybierać
spośród kilkunastu smaków tych słynnych migdałowych ciasteczek.
Moja koleżanka Amanda, która od kilku miesięcy mieszka we Francji,
poleciła nam jednak inny adres - Pierre
Hermé.
Postanowiłyśmy z Karoliną,
że nie ma co się ograniczać i odwiedziłyśmy oba miejsca ;) Na
początku padło na Pierre
Hermé.
Cukiernia ma kilka sklepów w obrębie Paryża, a także stoisko w
najbardziej znanym domu towarowym w mieście - Les
Galeries Lafayette.
My wybrałyśmy salon na Avenue de l'Opéra. Wszystkie adresy są do
sprawdzenia na stronie
internetowej.
Przypadek
chciał, że tego dnia były akurat Walentynki, więc w sklepie było
dość tłoczno. Francuscy mężczyźni kupujący na ostatnią chwilę
ciastka dla swoich dziewczyn lub chłopaków. Stojąc w kolejce
miałyśmy przynajmniej czas, żeby zdecydować się na smaki. Padło
na wanilię, karmel, orzech i różę z imbirem. Cena za jeden to
2,05€.
Jak
się pewnie domyślacie były nieprzyzwoicie dobre. Moim faworytami
zostały wanilia i karmel. Ciastka były bardzo delikatne, a krem
rozpływał się w ustach. Plus za na prawdę dużą ilość
nadzienia. Szkoda tylko, że są tak małe. Mogłabym zjeść
dziesięć i dalej mieć ochotę na więcej. Powinni wprowadzić do
oferty wersję "plus size" - jeden duży makaronik o
średnicy 10 cm :)
Następnie
ruszyłyśmy w stronę Ladurée.
Cukiernia również ma kilka oddziałów, ale ten największy
znajduje się przy jednej z najsłynniejszych
ulic świata - Avenue des
Champs-Élysées.
Tam również czekała na nas sporej wielkości kolejka. Chociaż
szczerze to tylko raz
widziałam, żeby nie było tam dużej ilości ludzi i było to w
godzinach wieczornych na chwilę przed zamknięciem. Klientami
zajmowało się kilku sprzedawców, więc po jakiś 10 minutach
nadeszła nasza kolej. Wybrałyśmy owoce lasu z jaśminem i
czekoladę z kokosem. Koszt jednego to 1,85€ (2,50€ jeżeli
chcemy zjeść na miejscu).
Makaroniki
były zdecydowanie gorsze niż te od Pierre
Hermé. Nadzienie
miało konsystencje dżemu a ciasto było jakby cieńsze.
Czekoladowo-kokosowy z kolei miał środek o konsystencji gumowatej, dalekiej od aksamitnego kremu. Niestety Ladurée chyba
trochę za bardzo opiera się na renomie.
Ja i Pierre Hermé w metrze :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz